Paweł Chmielewski
("Projektor" - 5/2015)
Kilkanaście lat temu mała organizacja z Korei Południowej
złożyła wniosek do MKOL, aby w programie zimowych IO znalazła się – jako
dyscyplina pokazowa – jedna z popularnych komputerowych „strzelanek”. Czysta
futurologia zaczyna nabierać realnych kształtów. Dość przypadkowo, oglądając
kilka miesięcy temu reportaż z „komputerowych mistrzostw świata” (chyba w
Singapurze) w wywiadzie z szefem polskiej ekipy – którym nie był bynajmniej
robot – usłyszałem wyraźną deklarację – na Igrzyskach Olimpijskich w 2030 r.
rozegrany zostanie drużynowy turniej gier taktycznych.
Przemysł wirtualnej rozrywki – tworzący system naczyń
połączonych z ekranizacjami komiksów, festiwalami fantasy, serialami HBO,
angażujący czołówkę artystów w każdym kraju – już dość dawno może traktować
Hollywood jak biednego brata. Najdroższy film w historii – „Piraci z Karaibów.
Na krańcu świata” kosztował „zaledwie” 340 milionów dolarów, gdy budżety
największych gier przekraczają pół miliarda. Za cenę polskiego „Wiedźmina 3”
można zrealizował trzy razy „Quo vadis” Kawalerowicza i zostałoby jeszcze coś
na film dla Smarzowskiego i kilka teatralnych premier.
Rzeczywistość komputerowych światów przenika już do
kultury wysokiej (czerpiąc z niej obficie w formie kryptocytatów). Japońska
ekspansja kulturowa kiedyś fascynowała drzeworytami Hokusai, potem eksplozją
kina lat 50. i 60. ubiegłego wieku, dziś mangą i anime – zachęcając kolejne
pokolenia do nauki japońskiego, poznawania religii i samurajskiego kodeksu.
Steampunk wymusza znajomość mody i literatury wiktoriańskiej. Maratony gier
strategicznych – historii wojskowości i taktyki szachowej.
Każdy papierowy scenariusz RPG zawiera topikę
chrześcijańską i odwołania do mitów celtyckich. Jest obecnym w szkolnym kanonie
cyklem arturiańskich legend, „Tristanem i Izoldą” oraz poetycką eddą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz